środa, 1 października 2014

O epoce nowoczesności (po rewolucji francuskiej) w rozumieniu Miłosza z odniesieniem do Marshalla Bermana.




  Obraz Modernitas w-

- „Legendach  nowoczesności” Czesława Miłosza


„Cały mój wysiłek zwraca się raczej ku budowaniu, jeżeli nie nowych gmachów nieznanego jutra, to przynajmniej fundamentów, ku nowemu systematycznemu wątpieniu, które mogłoby wydobyć nieliczne wartości godne ocalenia i rozwinięcia.”[1]

Nie sposób pisać o Miłoszu stanowczo i autorytatywnie, gdy on sam unikał stanowczych tez i autorytatywnych odpowiedzi. Jak twierdził, przekonanie o własnej nieomylności i bezwzględne sądy jedynie usypiają czujność intelektualną i zatrzymują nasz rozwój poznawczy. Konsekwentnie, w swoim dziele zachował wiele sprzeczności i postawił wiele niepokojących pytań, nie udzielając na nie odpowiedzi. Miłoszowska nieufność intelektualna i wątpienie wyrastające z gleby sprzeczności, przypomina nam o tym, że człowiek może oglądać świat tylko pod określonym, wąskim kątem, a to oznacza, że jest coś poza widnokręgiem, czemu Miłosz przez swoją pochwałę wątpienia oddaje należytą cześć i szacunek.
W  jednym z wywiadów z Aleksandrem Fiutem z 1996 roku Miłosz mówił , że „jeżeli nie można zaakceptować sprzeczności to trzeba ją pokochać.” [2] Zgoda, ale trzeba też zauważyć, że aby mógł nastąpić czas pojednania trzeba przejść przez okres konfrontacji. Lata 1942- 1943, w których powstały „Legendy Nowoczesności” to właśnie burzliwe lata walki, tak z otaczającymi pisarza sprzecznościami, jak i z wewnętrznymi rozterkami i niepewnością. Dlatego też trudno patrzeć na te teksty jak na spójny traktat światopoglądowy. Miłosz z pewnością nie jest myślicielem dogmatycznym, ale równie trudno byłoby utrzymywać, że wciela się w rolę teoretyka czy historyka literatury. Przed lekturą tych esejów jako historycznoliterackiej rozprawy czy też jako krytycznego studium określonych dzieł lub autorów, przestrzega nas sam autor:
 ”Książka niniejsza nie jest zbiorem esejów o różnych pisarzach, choć tak mogłoby się wydawać. W istocie każda z tych postaci jest ujęta z jednej tylko szczególnej strony i stanowi nie więcej niż pretekst. Celem tej pracy nie było bynajmniej dawanie mniej lub bardziej trafnych literackich portretów.” (27)
Miłoszowi chodziło raczej o naświetlenie pewnych aspektów nowoczesności, które według niego niemalże ucieleśniają się w dziełach (czy w ich fragmentach) omawianych pisarzy. Dlatego też nie będę osądzała „słuszności” miłoszowskiej interpretacji poszczególnych utworów literackich, tylko uznam ją za grunt, na którym rozwija się jego pogląd na modernitas; a pisząc „Nietzsche”, „Balzac” etc., pisać będę  o „Nietzschem w rozumieniu Miłosza”, „Balzacu, tak jak czyta go Miłosz” etc. .
Swoją opinie o nowoczesności autor nie wyraża wprost ale poprzez obalanie mitów, które zakorzeniły się w myśli XIX i XX w. i które jego zdaniem rzucają ciemne światło na tamte czasy „Zasadniczym tematem [esejów] jest oczyszczanie pola z przekonań o przyrodzonych impulsach człowieka, czy też o przyrodzonych warunkach jego życia - nie bez nadziei, że niszcząc legendy, które sam o sobie tworzy, znajdzie się prawdziwszy punkt oparcia" (27-28).  Autor Legend jest bardzo krytyczny i mnoży zastrzeżenia co do poszczególnych aspektów modernitas, co każe nam się zastanowić, czy może nie jest przedstawicielem antynowoczesności. Byłabym skłonna odpowiedzieć że jest, ale tylko jeżeli rozumieć ją na sposób Du Bosa i Maritaina, wedle których epitet ten określał „pewną reakcję, pewien opór wobec modernizacji, świata nowoczesnego, kultu postępu, wobec zarówno bergsonizmu, jak i pozytywizmu, ale przy zastrzeżeniu, że, oznaczał raczej wątpliwość, ambiwalencję czy nostalgię, niż zwykłe odrzucenie.”[3] Pomimo tego, że „Legendy Nowoczesności” pisane były w atmosferze dotkliwego rozczarowania owocami tak dobrze kiełkującej nowoczesności, Miłosz nigdy jej całkowicie nie odrzucił, a właściwie nie mógł tego zrobić, tak jak nie można wyzbyć się uczuć do zawiedzionej pierwszej miłości, po której chcąc nie chcąc pozostaje nostalgia i sentyment. „Miłosz nie zadaje swych pytań z głębi spełnionej nowoczesności, której tryumf okazał się katastrofą – ale z pozycji kogoś, kto aspiruje do nowoczesności, kto wypełnia oświeceniową misję wobec swej ‘zapóźnionej’ i ‘drugorzędnej’ kultury.’ Zarazem jednak nie jest radykałem – religia, legendy i mity, to również jego świat.” [4] Autor esejów pisze z perspektywy kogoś kto chce aktywnie uczestniczyć w tworzeniu nowego świata, kogoś zatroskanego losem czegoś, co jest mu bliskie i wobec czego nie może przejść obojętnie. W przedmowie do Legend pisze, że „ktokolwiek ma ambicję wzięcia czynnego udziału w przemianie, jako człowiek nowy i twórczy, musi starać się zaskakujące go zjawiska poznać i wytłumaczyć” (28).  Zatem jego stosunek do opisywanego obiektu cały czas się kształtuje, a silna wola samookreślenia pcha go do wypracowania postawy, która jak pisał w słowie wstępnym Jan Błoński „nie może być intelektualna, musi wyrastać z całego człowieka. Z jego najgłębszych skłonności czy przeświadczeń, bardzo trudnych do jasnego wysłowienia” (8). Dlatego nowoczesność zajmuje Miłosza w sposób pokrewny do tego, w jaki traktuje ją Marshall Berman w swej książce „Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu”, a mianowicie „nie jako zjawisko społeczne, polityczne, ani nawet czysto literackie, lecz przede wszystkim zjawisko natury egzystencjalnej.”[5] Miłosz nie tyle rozpoznaje zewnętrzną rzeczywistość jako taką, co sytuację jednostki w zetknięciu z nią. Człowiek nowoczesny, jak pisała Agata Bielik-Robson w przedmowie książki Bermana, jest rozdarty pomiędzy kilkoma dążnościami, jednocześnie godzi się na postęp i nie godzi,  ma nadzieję wbrew nadziei i cały czas znajduje się w stałym napięciu decyzyjnym.
 „ […] od samego początku wiedzie życie wśród traum: pragnąc wiecznej zmiany musi doświadczyć na sobie cierpienia odchodzących w niebyt form życia, pragnąc stałości, musi nauczyć się znosić lotność otaczających go zjawisk […]. Dramat nowoczesności jest więc nade wszystko dramatem wewnętrznym i duchowym.” [6]
W ujęciu Miłosza nowoczesność to okres po rewolucji francuskiej, która jak pisze Ewa Bieńkowska „wyposażyła nasz świat niemal we wszystkie jego cechy - i w tych cech przeciwieństwa.”[7] Zmiany, mniej lub bardziej gwałtowne i całościowe, zaszły na płaszczyźnie społecznej, politycznej, kulturowej etc.; postęp cywilizacyjny nigdy przedtem nie dokonał się tak radykalnie i na tak szeroką skalę.
Eseje łączą się w pewne grupy tematyczne. Pierwsze cztery oscylują wokół zagadnień, które ogólnikowo i schematycznie można by uszeregować w pary opozycji: natura/cywilizacja, wspólnota/jednostka, Bóg/człowiek; cztery następne w sposób bardzo rozbudowany poruszają zagadnienie religijności  i sztuki.[8] Z tego szerokiego zakresu tematów poruszanych przez Miłosza w esejach, zdecydowałam, że zajmę się materiałem czterech pierwszych, gdyż w zadowalający mnie sposób, rzucają światło na istotę problematyki nowoczesnej.
Esej „Legenda miasta-potwora”, w którym autor bierze na warsztat Balzaca jako czołowego przedstawiciela XIX-wiecznego realizmu w literaturze, jest zogniskowany wokół tematyki mityzacji miasta. Miłosz już w samym temacie podkreśla, że miasto- potwór, opisywane w „Komedii ludzkiej” przez Balzaca to nie jest XIX wieczny Paryż, (co gatunek- powieść realistyczna sugeruje), ale legenda, zbiór opowieści, zapisanych wyobrażeń o mieście. Autor esejów zauważa, że w momencie gdy człowiek styka się z taką ilością informacji i obrazów, że traci wiarę w to, że kiedykolwiek zdoła połączyć je w jakąś zrozumiałą całość, zaczyna wierzyć w rzeczywistość zrodzoną z wytworów własnej wyobraźni „wielkie nowoczesne miasto skłania do pewnego rodzaju wizji […] Wizja ta jest wizją przedłużanego mgnienia, małą grudką śniegu, która, tocząc się obrasta w białe kłęby” (46). Takie fantazjowanie o realności,  pozwala ją oswoić. Wielkie miasta zmuszają nas do współegzystowania z nieznajomymi, do współdzielenia z nimi tych ulotnych chwil liczonych w sekundach, do czasu aż nie znikną za rogiem, pozostawiając nas z przykrym przeświadczeniem, że historia ich życia nie zostawiła miejsca  dla nas. Przed takim naporem niezrozumiałego „bronią naszą jest ciekawość” (41). Ciekawość, która przywołuje wyobraźnie, aby wytworzyła nowych bohaterów w miejsca tych którzy zniknęli za winklem. Mieszkańcy miast są jak dzieci które w poczuciu wykluczenia ze świata dorosłych, tworzą sobie swoją własną, alternatywną rzeczywistość,  w której jeden śmiałek musi ocalić całą ludzkość przed zagładą, co jest jak sądzą, problem znacznie poważniejszy od problemów ich opiekunów. W ten sposób, bez łaskawości dorosłych, windują się na wyższą pozycję społeczną, stają się kimś ważnym, wkradają się do świata do którego tylko one mają przepustkę. Dziecko wyobraża sobie że jest w centrum najważniejszych przemian dziejowych na bankiecie z najważniejszymi osobistościami i karą dla rodziców jest nie wysłanie zaproszenia, na tą uroczystość. Podobnie mieszkańcy, zmęczeni „pukaniem do bram miasta”, upokorzeni długotrwałym błaganiem o odpowiedź, tworzą sobie kompanów do rozmów, spacerów, romansów i zabaw. Do tego pilnie strzegą, aby jakieś rzeczywiste wydarzenie nie zniszczyło tej iluzji rzeczywistości. W ten sposób powstaje mit miasta, który ze względu na swoją atrakcyjność nie znajduje pogromców „istnieje fantasmagoryczne przedstawienie Paryża, a biorąc ogólnie, wielkiego miasta ,dość potężnie władającego wyobraźnią, aby nigdy nie została wysunięta sprawa jego dokładności, we wszystkich szczegółach zaczerpnięte z książek” (s. 47).  Balzac podobnie jak mieszkańcy miast, nie chciał konfrontować swoich wizji z innymi fantazmatami. Koncepcja człowieka jako jednego z gatunków zwierząt i świata jako ogrodu zoologicznego była mu nadzwyczaj wygodna. Miłosz zauważa, że ten komfort uniemożliwił mu uchwycenie jednostki,  w całym jej skomplikowaniu i niepowtarzalności, czyli właśnie w tym co różni człowieka od zwierzęcia. Pisarz chcąc ugruntować swoje tezy, musi uogólniać, wysnuwać błędne przypuszczenia,  „ a wtedy człowiek stanie się tylko ilustracją jego hipotezy, jego indywidualne życie odkryje nam ze swoich tajemnic tylko to, co tę hipotezę potwierdza” (s. 45). Zastanawiać może, jaki Balzac miał stosunek do samego siebie, jak radził sobie z tą uwłaczającą godności ludzkiej, zwierzęcą perspektywą? Miłosz zauważa, że uchroniła go i wyniosła ponad ogród zoologiczny postawa obserwatora, który „jest jak dziecko nad mrowiskiem. Wkłada patyk i cieszy się z bezładnej krzątaniny owadów” (s. 44). Im krzątanina jest bardziej obłędna tym większą potęgę odczuwa obserwator. Balzac uważa, że człowiek przebywając w środowisku zatraca w sobie pewne cechy  fizyczne i duchowe, dane mu w momencie urodzenia, a w ich miejsce wykształca nowe, generowane społecznie, a że „epoka Balzaca jest epoką romantycznego Ideału” (52) to „niewspółmierność pomiędzy Ideałem, a rzeczywistością pogłębia surowość oceny i prowadzić musi do pesymizmu” Dlatego trudno się dziwić, że balzakowska metropolia to miejsce schronienia bandytów i przestępców, i  że „nie umie on budować szlachetnych charakterów” (52). Balzac chcąc odróżnić się od reszty zdemoralizowanego „spotworniałego” tłumu, dystansuje się od niego, przyglądając się światu z perspektywy lotu ptaka. Takie ujęcie rozmywa granice różnic pomiędzy szczegółami, rysując rzeczywistość w dużym  uproszczeniu. Aby dopełnić swoje „dzieło stworzenia” Balzac chce zmienić status kontaktu Boga z człowiek, przekonując, że religijność powinna opierać się na osobistym kontakcie jednostki z Bogiem. Dla Miłosza z kolei, „religijność indywidualna”, która nie wpływa na formy politycznego i społecznego życia staje się autoreligią. Autor Legend wyklucza sens religijności opartej na indywidualnym przymierzu boga z człowiekiem. Bóg w tradycji chrześcijańskiej, zawsze przychodził do narodu, do społeczności, a jego przymierze było zawsze przymierzem między Bogiem, a ludźmi. Tego typu i inne zabiegi, stosowane przez Balzaca, pozwalają mu zobaczyć miasto- zoo w miejscu gdzie Miłosz widzi Paryż.
Badając przyczyny balzakowskiej krytyki nowoczesnego miasta, prowadzeni za rękę przez Miłosza, dochodzimy do wniosku, że miasto nowoczesne i miasto Balzaca, ma niewiele punktów wspólnych. Miłosz potępiając krytyków nowoczesności staje jednocześnie w jej obronie. Balzac nie może zadomowić się w nowoczesnym świecie, nie dlatego, że jest to scena na której „samotni walczą przeciwko samotnym” (53), ale dlatego, że on nie chcąc zaprzeczyć swojej deterministycznej ideologii, nie może dostrzec żadnego innego obszaru, gdzie takie  antagonizmy nie występują. Miłosz tym esejem, wyraźnie dał do zrozumienia, że hipoteza i ideologia to dwie bardzo niebezpieczne bronie dla ludzkiego poznania. Parafrazując Gombrowicza, można by powiedzieć, że światopogląd Balzaca odebrał mu naturalny rozum, jego doktryna pozbawiła go ludzkości, a jego system usztywnił go i zmechanizował. Autor Legend próbował pokazać że nowoczesność to masa plastyczna, z której można ulepić dom albo pole walki, i tylko i wyłącznie od wizjonera,  zależy, co wybierze i jak ten teren zagospodaruje. Nowoczesność to epoka, która syci naszą wolną wyobraźnię, pozwala człowiekowi samemu określić własną pozycję w świecie, daje mu narzędzia, którymi może zbudować niemalże wszystko, a z racji że każda kreacja opiera się na niszczeniu, na każdym „budowniczym” spoczywa ogromna odpowiedzialność.
            W obliczu problemu nawiązania kontaktu z zamkniętą miejską wspólnotą wydawać by się mogło rozsądne, nawiązanie kontaktu z samym sobą, a raczej z własnymi nie ujawnionymi dotąd siłami.  O fermencie jaki pozostał po ogłoszeniu śmierci Boga i koncepcji nadczłowieka Nietzschego są dwa eseje wojenne „Legenda Woli” i „Zupełne wyzwolenie”. Przyczyn ukonstytuowania się koncepcji Mocnego człowieka w nowoczesności, można szukać- pisze Miłosz- „w likwidacji kast, gdy pieniądz stał się synonimem władzy, a ludzie stanęli w wyścigu po różne dobra” (s. 55). Jak w każdej konkurencji uczucia towarzyszące rywalizacji to nic innego jak: zawiść, gniew i uraza żywione do uczestników wyścigu. W nowoczesności, w której całe społeczeństwo jest wrogiem jednostki, resentyment odczuwa się raczej do obowiązującego prawa i moralności, do samej istoty wyścigu jako formy samozachownia. Negatywne uczucia potęguje niesprawiedliwość i niewytłumaczalność przyznawanych nagród, co za tym idzie silne przeświadczenie że wcale nie jestem gorszy od inncyh, mniej sprawny, a co gorsza więcej pracowałem i bardziej się przykładałem. Nienawiść i uraza wymierzona jest nie w pojedynczego rywala, bo nie on jest inicjatorem wyścigu i pomysłodawcą konkurencji, ale „rozlewa się na ogół społeczeństwa, dotyka praw i obyczajów, które jednostka skłonna jest traktować jako wymysł, wynalazek, stosowany przez bezosobową zbiorowość dla spętania porywów i pragnień „silnego człowieka”.  Nowa moralność powstająca w organizmie społecznym okazuje się być nową religią, która chce zyskać bezbronnych i oddanych wyznawców. W ten sposób rodzi się buntownik, który sam dla siebie jest  Bogiem i który nie potrzebuje wiernych. Taką postacią jest Julian Sorel z powieści Stendhala „Czerwone i czarne”. Co dla nas w nim istotne, to, to jak w pięciu się po drabinie społecznej zatraca powoli cel , a właściwie samo wspinanie staje się celem. Wolność, pisze Miłosz, nakłada na człowieka niepisany obowiązek ciągłego udowadniania sobie owego braku przymusu. Innymi słowy, permanentna troska i samokontrola jest formą zniewolenia.   Waga samego dowodu jest na tyle istotna, że znikają kategorie prawdy i kłamstwa, dobra i zła. Goethe pisał w Dichtung Und Wahrheit, że „słowo wolność brzmi tak pięknie, iż nie mogliśmy zrezygnować z oporu wobec konieczności i nadziei na wygraną” [9]. Mam wrażenie, że Miłosz takich nadziei nie miał. Sama konieczność podejmowania decyzji, potęgowana przy wprowadzaniu zmian, jest już jakąś formą zniewolenia. Postać Sorela jest tragiczna, bo jest z góry skazana na klęskę. Główny bohater powieści „Czerwone i czarne” ginie w okolicznościach, które czytelnik kojarzy z początku powieści. Ta wymowna końcówka-jak zauważył Miłosz- jest jakby podkreśleniem przez Stendhala wiary w przeznaczenie, grecką Ananke „Masz wolność wyboru- zdaje się mówić z uśmiechem przeznaczenie- ale pamiętaj że którąkolwiek z dróg wybierzesz, zawsze mnie na niej napotkasz”(s. 66). Wydawać by się mogło, że wolność, generowana przez nowoczesność jest dla Miłosza zbyt pojemna, że perspektywa rozległych widoków jest wyniszczająca dla osamotnionej jednostki ludzkiej. Wolność wymaga decyzji opartych na własnym światopoglądzie, poczuciu smaku, a jedyna moralność która może się w takich okolicznościach wyprodukować to moralność płynna, która przybiera kształt formy do której trafi i która odciska kształty nietrwałe jak babki z piasku. Stendhal  wolność największą znajdował w czasach „gdy nie było żadnych więzów, żadnych hamulców dla wspaniałych, dionizyjskich osobowości” (s. 62), gdzie najważniejszym przykazaniem było prawo silniejszego, gdzie  słabsi mogli się albo oddać pod władzę jednostki wybitnej albo wieść nędzne życie w biedzie i ubóstwie; gdzie o pozycji społecznej decydował wynik walki, a pomoc była uznawana za objaw słabości. Skutkowało to znacznym pogłębianiem różnic stanowych jak m.in. we Francji Napolena. Mocny człowiek potępia współczesną cywilizację w imię cywilizacji dawnych, a ja zapytam w imię czego potępia ją Miłosz? I czy w ogóle można mówić że ta krytyka jest presupozycją jakiegoś określonego projektu? Może idea powrotu jest mu bliska? Posłuchajmy autora: „Wszędzie ta sama skłonność do czysto legendarnego ujmowania dziejów, do tworzenia legendy utraconej ojczyzny ducha, do wypisywania sobie zaszczytnej genealogii, mający choć w części zrekompensować pobyt wśród masy głupich i podłych” (s. 63).  Zakrawa to na podejrzenie że przednowoczesność także obrosła legendami, a z racji że „nie mówi się źle o zmarłych” to mit tamtych wspaniałych czasów rośnie pielęgnowany niedorzecznościami. Miłosz zgryźliwie pisał o tej nowej legendzie „cywilizacyj dawnych, rzekomo dających ludziom więcej szczęścia, opartych rzekomo na bliższych naturze ludzkiej zasadach” (s. 63). Ta tęsknota Sorela- alter ego Stendhala, do Włoch odrodzenia czy Francji XVI to w rzeczywistości tęsknota do rządów absolutystycznych wielkich wodzów, do rządów jednego wybitnego. Tylko w ten sposób- implicytnie powie Stendhal- można stawiać milowe kroki w dziejach ludzkości. Dla niego to rodzaj idealnej symbiozy, współzależności która w przyrodzie nosi nazwę komensalizmu, czyli zjawiska współegzystowania dwóch gatunków polegającego na tym, że jeden organizm czerpie widoczne korzyści nie szkodząc drugiemu np. hieny, które żyją w otoczeniu lwa żywiąc się pozostawionymi przez niego resztkami pokarmu.  „Państwo to ja” mawiał Ludwik XIV, wyraźnie zadowolony, ze swej lwiej pozycji. Nie przypadkowo sprowadziłam idee systemu rządów absolutystycznych do systemu który istnieje w świecie naturalistycznym, w którym role organizmów w przyrodzie są ściśle związane z ich miejscem w łańcuchu troficznym, gdzie to kim jesteś, zależy od tego jako kto się urodziłeś.  Okoliczności przyjścia na świat miały nie mniejsze znaczenie w monarchii stanowej, systemie rządów Francji XVI w. Jeżeli przypomnielibyśmy sobie hasła rewolucji francuskiej „wolność, równość, braterstwo” to zrozumielibyśmy nagle dlaczego Miłosz nie mógł odrzucić nowoczesności. Te trzy słowa z których nowoczesność się zrodziła to trzy powody dla których autor omawianych esejów nie przeszedł do nowoczesnej opozycji. Miłosz podkreśla, że te wyrazy mają tyle samo do powiedzenia w walce o nowy, lepszy świat i broni Modernitas  z wdzięczności, że dokonała reinterpretacji pojęcia „wolność” i tak znaczącą upomniała się o równość i braterstwo.
Uznając, że życie postaci literackiej Juliana Sorela, nie było dla nas na tyle wstrząsające, aby odczuć zgubną siłę „woli mocy”, Miłosz kieruje nasz wzrok na kolejny esej, który przez swe silne zakorzenienie w historii nie pozwoli ani przez chwile zapomnieć, że filozofia Nietzchego „stąpa twardo po XX-wicznej ziemii”. Postacią która po tych śladach nas prowadzi jest Andre Gide, który uważał Nietzschego za kodyfikatora własnych myśli. Autor „Legend nowoczesności” obrał go naszym przewodnikiem, widząc w nim „sejsmograf prądów umysłowych swojej epoki, pisarz ruchliwy, chwytliwy, przeżywający przemiany powszechne jako przemiany własnej osobowości”(s. 70).  Głównym rdzeniem myśli Miłosza w tym eseju jest wyrzeczenie się prawdy na rzecz działania. Nietzsche wielki przeciwnik idei platońskich jako tych trwałych hamulców rozwoju, każe zwalczać wszelkie ich przejawy w duszy człowieka przez wolę i namiętności. Żadnych wierzeń powie Nietzsche (ustami Miłosza),-  pamiętajcie, że nic nie może nas nasycić, dlatego nasz cel to nie zatrzymywać się na żadnym etapie rozwoju. Miłosz wówczas odpowie  „Nie jestem pewien, czy nie mieliby tu czegoś do powiedzenia robotnicy murzyńscy francuskich przedsiębiorstw w Kongo, oglądani przez niesionego w lektyce Gide’a” (s. 73). To subtelne, przekorne twierdzenie, niesie za sobą silne przeświadczenie, że pokłosiem tej potęgi stawania się jest bicz na plecach robotników kongijskich i więźniów obozów koncentracyjnych. Nagle się okazuje że wytworzona siła potrzebuje ujścia. Żeby silna jednostka mogła kontrolować czy oby przypadkiem nie zatrzymała się na pierwszym etapie, musi przeprowadzać testy swojej potęgi, a na obiekty doświadczalne wybiera jednostki słabe. Miłosz zarzuca myśli Nietzchańskiej, a zatem także Gidowi, że „przygotował grunt pod kataklizmy XXw” a „obietnice, że z chwilą gdy odsłonią się ukryte moce w człowieku i zdobędzie się on na maksymalną wolność- że wtedy nastąpi automatycznie niejako wspaniały rozkwit społeczeństwa-należą do kłamstw” (s.74). Pozornie zrywając z platonizmem, z tradycyjnymi pojęciami dobra i zła, ustanowił prymat idei nowej „człowieka wolnego”. Ta wiara w człowieka nieskrępowanego konwencjami kulturowymi, człowieka poza cywilizacją, samego dla siebie stała się nową religią Gida. Ta nagość, którą wolny człowiek epatuje skłoniła Miłosza do ironicznej refleksji „Nie wstydźcie się, bądźcie nadzy. Jeżeli odczuwam radość, patrząc jak zawalają się chaty chłopskie czemu niemiałbym tego głośno powiedzieć?” (s. 76).  „Nowi Apostołowie” wyobrażają sobie nagość jako sielankę, nową szansę na szczęście dla wszystkich, natomiast dla Miłosza, nagość to przeciwieństwo sielanki, to upadek człowieka w czarne pokłady jego duszy, w nicość.  Zapośredniczenie zdaje się być jedyną szansą ocalenia cywilizacji (jakkolwiek patetycznie to nie brzmi). Gide jest przykładem postaci która oddała tą bardziej dionizyjską stronę zachwytów nad ruchem „jest to niszczenie dziecinne, pełne ciekawości i pogardy, bunt dla buntu, wola dla woli działanie dla działania, bruzda jaką żłobią  czyny jest niegodna uwagi[…]życie zamknąć w momencie olśnienia” (s. 78). A Miłoszowi zależy na tej odwrotnej stronie medalu. Akceptuje on nowoczesność, ale tylko jeżeli całemu projektowi przyświeca jakaś idea. Jeżeli jednostka przemyśli, zada sobie trud przewidzenia konsekwencji własnych czynów i świadomie będzie omijać niebezpieczeństwa „wiecznej zmiany”. Jeżeli posłużyć się twierdzeniem Wernera, dla którego człowiek nowoczesny to taki w którym „romantyzm i oświecenie mają tyle samo do powiedzenia” to musiałabym nazwać człowiekiem nowoczesnym Miłosza. Ale z racji, że pisarz, jak dziecko, boi się sprecyzowanych stanowisk , to nie będę go obsadzała w żadnej  roli.
            Dziwić może dlaczego pominęłam w swojej analizie pierwszy esej „Legenda wyspy”, skoro był mocnym akcentem dla omawianych tematów i żyzną ziemią dla dalszych rozważań. Nie było innego powodu niż chęć zajęcia się nim teraz, przy końcu pracy, uznając ten esej za świetną klamrę spinającą moją dotychczasową wiedze o miłoszowskiej nowoczesności. W tym eseju Miłosz będzie chciał się rozprawić z przeświadczeniem niektórych mu współczesnych, że bezludna wyspa, gdyby istniała, byłaby „rajem na ziemii”. Istnieje przekonanie w świadomości społecznej, że miejsce zupełnej samotności, gdzie człowiek jest sam dla siebie, z dala od problemów generowanych w chwili zaistnienia kontaktów międzyludzkich to miejsce w którym do głosu może dojść to co w człowieku najbardziej prawdziwe, najlepsze i najbardziej wartościowe.  Miłosz tym esej, implicytnie chce nam powiedzieć że takie nasze wyobrażenia niewiele różnią się od dziecinnych marzeń o byciu „jednym z nich” po obejrzeniu bajki „Król Lew”. I tak jak dzieciom wówczas się wydaje, że lew może być kochającym wrażliwym ojciec i praworządnym władcą, tyle tylko że z czterema łapami i grzywą, taki ludziom wierzącym we wrodzoną dobroć ludzkiej natury, wydaje się, że wyobcowanie ze środowiska może tylko i wyłącznie wpłynąć korzystnie na ich kręgosłup moralny. Tymczasem trzeba się pogodzić, że „Życie to nie Disneyland” i że tak jak lwy z natury lubią mięso i dla naturalnych potrzeb zabijają taki natura człowieka, niewiele się różni i krwi również potrzebuje. Dlatego Miłosz  chciał zwrócić naszą uwagę i podkreślić, że „Robinson Cruzoe” z powieści Daniela Defoe zachował ludzkie cechy tylko dzięki swojej mieszczańskiej moralności, którą mu wszczepiono zanim na bezludną wyspę przybył. Społecznie pożądana moralność to system normatywny, który swój status ontologiczny uzależnia od miejsca występowania tzn. że dane cechy mogą zostać uznane za dobre lub złe w obrębie społeczeństwa, w innych kręgach te ustalenia tracą ważność. Innymi słowy „buntowniczy wobec oświecenia projekt „człowieka naturalnego” jest, jak to wspaniale rozumiał Fryderyk Schiller, reakcją ‘sentymentalną’, tj. pozostającą w obrębie rozróżnień, których zniesienie postuluje. Ogród angielski nie przestaje być ogrodem. Romantyczna wizja chaosu, tworzona w nadziei na przeczucie prawdziwej autentycznej niezafałszowanej harmonii świata, nie przestaje być estetyczną konstrukcją” [10]. Utopijna wyspa musiałaby mieć własną moralność podobnie jak świat zwierząt, i człowiekowi, któremu udałoby się do któregoś z tych światów przedostać nie pozostawałoby nic innego jak tą moralność przyjąć i ją sobie wszczepić. Zgoda, mógłby ktoś powiedzieć, ale czym w takim układzie różni się nasz świat od świata zwierząt, czy innych Atlantyd skoro jedyne co możemy zrobić to biernie przyjąć obowiązujące normy? Możliwościami i wolnym wyborem-odpowiedziałby Miłosz- i mógłby dodać parafrazując Winstona Churchilla „Nowoczesność to najgorsze czasy w jakich przyszło żyć człowiekowi, za wyjątkiem wszystkich innych”. Jeżeli zastanowić się nad formą życia społeczeństw w Modernitas myślę, że stanowisko Marshall Berman w tej kwestii jest zbieżna z poglądami Miłosza  „nowoczesność obiecuje upodmiotowienie jednostki ludzkiej, która odtąd ma szansę stać się autorem własnego losu- i grozi uprzedmiotowieniem, unosząc ją, niczym verlainowski „martwy liść” z wiatrem rozpędzonej historii” [11]. Jednostka żyjąca w zamkniętej wspólnocie w której wszystko jest znane i określone, ma podcięte skrzydła wyobraźni. Niemożliwość porównania swojej formy życia z innymi skazuje ją na przytakiwanie i posłuszeństwo wobec zastanego porządku. „ W bytowaniu osiadłym, uporządkowanym, gdzie człowiek obcuje stale z niewielkim kołem dobrze znanych osób, przemiany odbywają się niedostrzegalnie, z dnia na dzień- ponieważ spotykam tych samych ludzi co dzień, nie jestem zdolny zauważyć ich przeobrażeń, doznać wstrząsu, refleksji o mijaniu, zapytać siebie:” a ty jaki jesteś, co robisz, czy wyzyskujesz równie skutecznie swoje życie?” (s. 42). Wprawdzie taki styl życia daje im niemalże pełne poczucia bezpieczeństwa, ale kosztem zawężenia pola widzenia i zatrzymania się w miejscu, śmierci poznawczej, a jak zauważył Berman „ poczucie postępu jest jedyną rzeczą dzięki której wiemy ze żyjemy” [12]. Zatem to upodmiotowienie jednostki oznacza, że pozwala się jej po prostu myśleć, analizować, zderzać punkty widzenia, doświadczać skrajnych emocji i uczuć, co więcej zmusza się ją do ciągłego określania własnej tożsamości „wszystko co stanowe i zakrzepłe znika, wszystko co święte ulega sprofanowaniu i ludzie muszą wreszcie spojrzeć trzeźwym okiem na swoją pozycję życiową, na swoje wzajemne stosunki” [13]. A wzajemne relacje społeczne w nowoczesnym bytowaniu są stale rozluźniane. I właśnie ta utrata bliskich, głębokich relacji, a co za tym idzie brak pewnego gruntu pod nogami jest ceną którą jednostka płaci za poszerzenie pola widzenia i względną autonomie ”nowoczesność to doświadczenie egzystencjalne wyjścia z ‘samo zawinionej niedojrzałości’ w sferę wolności i autonomii, gdzie jednostka samodzielnie będzie musiała określić kształt swego życia” [14].


[1] Cz. Miłosz: Legendy Nowoczesności, Kraków 2009, s. 162- 163; pozostałe cytaty lokalizuję wg tego wydania, podając stronę bezpośrednio w tekście.

[2] Cz. Miłosz: Pokochać sprzeczność, W: Rozmowy polskie 1979-1998, Kraków 2006, s. 586.
[3] A. Compagnon: O krytykach nowoczesności, którzy nie byli „reakcjonistami”, W: Les Antimodernes, przeł. Michał Warchala. Dostępny w Internecie: http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article47055/Antynowoczesni.html.
[4] M. Werner: Dialektyka oświecenia po polsku: Legendy nowoczesności, dostępny w Internecie: http://www.milosz365.pl/images/pl,goscie,169.php?page=6.
[5] A. Bielik- Robson: Życie i cała reszta: Marshall Berman marksizm romantyczny, W: M. Berman, Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków 2006, s. VIII.
[6] Tamże, s. IX.
[7] E. Bieńskowska, Antynowocześni solą nowoczesności, w: „Europa”, Warszawa 2005, nr 43, s. 15.
[8] Do wydania „Legend nowoczesności” oprócz ośmiu esejów, weszło także dziewięć listów Czesława Miłosza z Jerzym Andrzejewskim, których ja w swojej pracy nie będę analizowała.
[9] M. Werner, Wobec nihilizmu. Gombrowicz, Witkacy, Warszawa 2009, s. 54.
[10] M. Werner, Wobec nihilizmu. Gombrowicz, Witkacy, Warszawa 2009, s. 61.
[11] A. Bielik- Robson: Życie i cała reszta: Marshall Berman marksizm romantyczny, W: M. Berman, Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków 2006, s. VIII.
[12] M. Berman: Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków 2006, s. 33.
[13] . Bielik- Robson: Życie i cała reszta: Marshall Berman marksizm romantyczny, W: M. Berman, Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków 2006, s. XIV.
[14] Tamże, s. XVII.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz