Obraz Modernitas
w-
- „Legendach nowoczesności” Czesława Miłosza
„Cały mój wysiłek
zwraca się raczej ku budowaniu, jeżeli nie nowych gmachów nieznanego jutra, to
przynajmniej fundamentów, ku nowemu systematycznemu wątpieniu, które mogłoby
wydobyć nieliczne wartości godne ocalenia i rozwinięcia.”[1]
Nie sposób pisać o Miłoszu stanowczo i
autorytatywnie, gdy on sam unikał stanowczych tez i autorytatywnych odpowiedzi.
Jak twierdził, przekonanie o własnej nieomylności i bezwzględne sądy jedynie
usypiają czujność intelektualną i zatrzymują nasz rozwój poznawczy. Konsekwentnie,
w swoim dziele zachował wiele sprzeczności i postawił wiele niepokojących pytań,
nie udzielając na nie odpowiedzi. Miłoszowska nieufność intelektualna i
wątpienie wyrastające z gleby sprzeczności, przypomina nam o tym, że człowiek
może oglądać świat tylko pod określonym, wąskim kątem, a to oznacza, że jest coś
poza widnokręgiem, czemu Miłosz przez swoją pochwałę wątpienia oddaje należytą
cześć i szacunek.
W jednym z wywiadów z Aleksandrem Fiutem z 1996
roku Miłosz mówił , że „jeżeli nie można zaakceptować sprzeczności to trzeba ją
pokochać.” [2]
Zgoda, ale trzeba też zauważyć, że aby mógł nastąpić czas pojednania trzeba
przejść przez okres konfrontacji. Lata 1942- 1943, w których powstały „Legendy
Nowoczesności” to właśnie burzliwe lata walki, tak z otaczającymi pisarza sprzecznościami,
jak i z wewnętrznymi rozterkami i niepewnością. Dlatego też trudno patrzeć na
te teksty jak na spójny traktat światopoglądowy. Miłosz z pewnością nie jest
myślicielem dogmatycznym, ale równie trudno byłoby utrzymywać, że wciela się w
rolę teoretyka czy historyka literatury. Przed lekturą tych esejów jako
historycznoliterackiej rozprawy czy też jako krytycznego studium określonych
dzieł lub autorów, przestrzega nas sam autor:
”Książka niniejsza nie jest zbiorem esejów o
różnych pisarzach, choć tak mogłoby się wydawać. W istocie każda z tych postaci
jest ujęta z jednej tylko szczególnej strony i stanowi nie więcej niż pretekst.
Celem tej pracy nie było bynajmniej dawanie mniej lub bardziej trafnych
literackich portretów.” (27)
Miłoszowi chodziło raczej o naświetlenie
pewnych aspektów nowoczesności, które według niego niemalże ucieleśniają się w dziełach
(czy w ich fragmentach) omawianych pisarzy. Dlatego też nie będę osądzała
„słuszności” miłoszowskiej interpretacji poszczególnych utworów literackich, tylko
uznam ją za grunt, na którym rozwija się jego pogląd na modernitas; a pisząc „Nietzsche”, „Balzac” etc., pisać będę o „Nietzschem w rozumieniu Miłosza”,
„Balzacu, tak jak czyta go Miłosz” etc. .
Swoją opinie o nowoczesności autor nie wyraża
wprost ale poprzez obalanie mitów, które zakorzeniły się w myśli XIX i XX w. i
które jego zdaniem rzucają ciemne światło na tamte czasy „Zasadniczym tematem [esejów]
jest oczyszczanie pola z przekonań o przyrodzonych impulsach człowieka, czy też
o przyrodzonych warunkach jego życia - nie bez nadziei, że niszcząc legendy,
które sam o sobie tworzy, znajdzie się prawdziwszy punkt oparcia" (27-28). Autor Legend jest bardzo
krytyczny i mnoży zastrzeżenia co do
poszczególnych aspektów modernitas, co
każe nam się zastanowić, czy może nie jest przedstawicielem
antynowoczesności. Byłabym skłonna odpowiedzieć że jest, ale tylko jeżeli
rozumieć ją na sposób Du Bosa i Maritaina, wedle których
epitet ten określał „pewną reakcję, pewien opór wobec modernizacji,
świata nowoczesnego, kultu postępu, wobec zarówno bergsonizmu, jak i
pozytywizmu, ale przy zastrzeżeniu, że, oznaczał raczej wątpliwość,
ambiwalencję czy nostalgię, niż zwykłe odrzucenie.”[3]
Pomimo tego, że „Legendy Nowoczesności” pisane były w atmosferze dotkliwego rozczarowania owocami tak dobrze kiełkującej nowoczesności,
Miłosz nigdy jej całkowicie nie odrzucił, a właściwie
nie mógł tego zrobić, tak jak nie można wyzbyć się uczuć do zawiedzionej pierwszej
miłości, po której chcąc nie chcąc pozostaje nostalgia i
sentyment. „Miłosz nie zadaje
swych pytań z głębi spełnionej nowoczesności, której tryumf okazał się
katastrofą – ale z pozycji kogoś, kto aspiruje do nowoczesności, kto wypełnia
oświeceniową misję wobec swej ‘zapóźnionej’ i ‘drugorzędnej’ kultury.’ Zarazem jednak nie jest radykałem – religia, legendy
i mity, to również jego świat.” [4] Autor esejów pisze z perspektywy kogoś kto chce aktywnie uczestniczyć
w tworzeniu nowego świata, kogoś zatroskanego losem czegoś, co jest mu bliskie
i wobec czego nie może przejść obojętnie. W przedmowie do Legend pisze, że „ktokolwiek ma ambicję wzięcia czynnego udziału w
przemianie, jako człowiek nowy i twórczy, musi starać się zaskakujące go
zjawiska poznać i wytłumaczyć” (28). Zatem jego stosunek do opisywanego obiektu cały
czas się kształtuje, a silna wola samookreślenia pcha go do wypracowania
postawy, która jak pisał w słowie wstępnym Jan Błoński „nie może być
intelektualna, musi wyrastać z całego człowieka. Z jego najgłębszych skłonności
czy przeświadczeń, bardzo trudnych do jasnego wysłowienia” (8). Dlatego nowoczesność
zajmuje Miłosza w sposób pokrewny do tego, w jaki traktuje ją Marshall Berman w
swej książce „Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu”, a mianowicie „nie
jako zjawisko społeczne, polityczne, ani nawet czysto literackie, lecz przede
wszystkim zjawisko natury egzystencjalnej.”[5]
Miłosz nie tyle rozpoznaje zewnętrzną rzeczywistość jako taką, co sytuację
jednostki w zetknięciu z nią. Człowiek nowoczesny, jak pisała Agata Bielik-Robson
w przedmowie książki Bermana, jest rozdarty pomiędzy kilkoma dążnościami,
jednocześnie godzi się na postęp i nie godzi, ma nadzieję wbrew nadziei i cały czas znajduje
się w stałym napięciu decyzyjnym.
„ […]
od samego początku wiedzie życie wśród traum: pragnąc wiecznej zmiany musi
doświadczyć na sobie cierpienia odchodzących w niebyt form życia, pragnąc
stałości, musi nauczyć się znosić lotność otaczających go zjawisk […]. Dramat
nowoczesności jest więc nade wszystko dramatem wewnętrznym i duchowym.” [6]
W ujęciu Miłosza
nowoczesność to okres po rewolucji francuskiej, która jak pisze Ewa Bieńkowska „wyposażyła nasz świat niemal we
wszystkie jego cechy - i w tych cech przeciwieństwa.”[7] Zmiany, mniej lub bardziej gwałtowne i
całościowe, zaszły na płaszczyźnie społecznej, politycznej, kulturowej etc.; postęp
cywilizacyjny nigdy przedtem nie dokonał się tak radykalnie i na tak szeroką
skalę.
Eseje łączą się w pewne grupy tematyczne.
Pierwsze cztery oscylują wokół zagadnień, które ogólnikowo i schematycznie
można by uszeregować w pary opozycji: natura/cywilizacja, wspólnota/jednostka,
Bóg/człowiek; cztery następne w sposób bardzo rozbudowany poruszają zagadnienie
religijności i sztuki.[8] Z
tego szerokiego zakresu tematów poruszanych przez Miłosza w esejach, zdecydowałam,
że zajmę się materiałem czterech pierwszych, gdyż w zadowalający mnie sposób,
rzucają światło na istotę problematyki nowoczesnej.
Esej „Legenda miasta-potwora”, w którym autor
bierze na warsztat Balzaca jako czołowego przedstawiciela XIX-wiecznego
realizmu w literaturze, jest zogniskowany wokół tematyki mityzacji miasta.
Miłosz już w samym temacie podkreśla, że miasto- potwór, opisywane w „Komedii
ludzkiej” przez Balzaca to nie jest XIX wieczny Paryż, (co gatunek- powieść
realistyczna sugeruje), ale legenda, zbiór opowieści, zapisanych wyobrażeń o mieście.
Autor esejów zauważa, że w momencie gdy człowiek styka się z taką ilością
informacji i obrazów, że traci wiarę w to, że kiedykolwiek zdoła połączyć je w
jakąś zrozumiałą całość, zaczyna wierzyć w rzeczywistość zrodzoną z wytworów
własnej wyobraźni „wielkie nowoczesne miasto skłania do pewnego rodzaju wizji
[…] Wizja ta jest wizją przedłużanego mgnienia, małą grudką śniegu, która,
tocząc się obrasta w białe kłęby” (46). Takie fantazjowanie o realności, pozwala ją oswoić. Wielkie miasta zmuszają nas
do współegzystowania z nieznajomymi, do współdzielenia z nimi tych ulotnych chwil
liczonych w sekundach, do czasu aż nie znikną za rogiem, pozostawiając nas z
przykrym przeświadczeniem, że historia ich życia nie zostawiła miejsca dla nas. Przed takim naporem niezrozumiałego
„bronią naszą jest ciekawość” (41). Ciekawość, która przywołuje wyobraźnie, aby
wytworzyła nowych bohaterów w miejsca tych którzy zniknęli za winklem. Mieszkańcy
miast są jak dzieci które w poczuciu wykluczenia ze świata dorosłych, tworzą
sobie swoją własną, alternatywną rzeczywistość,
w której jeden śmiałek musi ocalić całą ludzkość przed zagładą, co jest
jak sądzą, problem znacznie poważniejszy od problemów ich opiekunów. W ten
sposób, bez łaskawości dorosłych, windują się na wyższą pozycję społeczną, stają
się kimś ważnym, wkradają się do świata do którego tylko one mają przepustkę. Dziecko
wyobraża sobie że jest w centrum najważniejszych przemian dziejowych na
bankiecie z najważniejszymi osobistościami i karą dla rodziców jest nie
wysłanie zaproszenia, na tą uroczystość. Podobnie mieszkańcy, zmęczeni „pukaniem
do bram miasta”, upokorzeni długotrwałym błaganiem o odpowiedź, tworzą sobie
kompanów do rozmów, spacerów, romansów i zabaw. Do tego pilnie strzegą, aby
jakieś rzeczywiste wydarzenie nie zniszczyło tej iluzji rzeczywistości. W ten
sposób powstaje mit miasta, który ze względu na swoją atrakcyjność nie znajduje
pogromców „istnieje fantasmagoryczne przedstawienie Paryża, a biorąc ogólnie,
wielkiego miasta ,dość potężnie władającego wyobraźnią, aby nigdy nie została
wysunięta sprawa jego dokładności, we wszystkich szczegółach zaczerpnięte z
książek” (s. 47). Balzac podobnie jak
mieszkańcy miast, nie chciał konfrontować swoich wizji z innymi fantazmatami.
Koncepcja człowieka jako jednego z gatunków zwierząt i świata jako ogrodu
zoologicznego była mu nadzwyczaj wygodna. Miłosz zauważa, że ten komfort
uniemożliwił mu uchwycenie jednostki, w
całym jej skomplikowaniu i niepowtarzalności, czyli właśnie w tym co różni
człowieka od zwierzęcia. Pisarz chcąc ugruntować swoje tezy, musi uogólniać, wysnuwać
błędne przypuszczenia, „ a wtedy
człowiek stanie się tylko ilustracją jego hipotezy, jego indywidualne życie
odkryje nam ze swoich tajemnic tylko to, co tę hipotezę potwierdza” (s. 45). Zastanawiać
może, jaki Balzac miał stosunek do samego siebie, jak radził sobie z tą
uwłaczającą godności ludzkiej, zwierzęcą perspektywą? Miłosz zauważa, że uchroniła
go i wyniosła ponad ogród zoologiczny postawa obserwatora, który „jest jak
dziecko nad mrowiskiem. Wkłada patyk i cieszy się z bezładnej krzątaniny
owadów” (s. 44). Im krzątanina jest bardziej obłędna tym większą potęgę odczuwa
obserwator. Balzac uważa, że człowiek przebywając w środowisku zatraca w sobie
pewne cechy fizyczne i duchowe, dane mu
w momencie urodzenia, a w ich miejsce wykształca nowe, generowane społecznie, a
że „epoka Balzaca jest epoką romantycznego Ideału” (52) to „niewspółmierność
pomiędzy Ideałem, a rzeczywistością pogłębia surowość oceny i prowadzić musi do
pesymizmu” Dlatego trudno się dziwić, że balzakowska metropolia to miejsce schronienia
bandytów i przestępców, i że „nie umie
on budować szlachetnych charakterów” (52). Balzac chcąc odróżnić się od reszty
zdemoralizowanego „spotworniałego” tłumu, dystansuje się od niego, przyglądając
się światu z perspektywy lotu ptaka. Takie ujęcie rozmywa granice różnic pomiędzy
szczegółami, rysując rzeczywistość w dużym
uproszczeniu. Aby dopełnić swoje „dzieło stworzenia” Balzac chce zmienić
status kontaktu Boga z człowiek, przekonując, że religijność powinna opierać
się na osobistym kontakcie jednostki z Bogiem. Dla Miłosza z kolei, „religijność
indywidualna”, która nie wpływa na formy politycznego i społecznego życia staje
się autoreligią. Autor Legend
wyklucza sens religijności opartej na indywidualnym przymierzu boga z
człowiekiem. Bóg w tradycji chrześcijańskiej, zawsze przychodził do narodu, do społeczności,
a jego przymierze było zawsze przymierzem między Bogiem, a ludźmi. Tego typu i
inne zabiegi, stosowane przez Balzaca, pozwalają mu zobaczyć miasto- zoo w
miejscu gdzie Miłosz widzi Paryż.
Badając przyczyny balzakowskiej krytyki
nowoczesnego miasta, prowadzeni za rękę przez Miłosza, dochodzimy do wniosku,
że miasto nowoczesne i miasto Balzaca, ma niewiele punktów wspólnych. Miłosz
potępiając krytyków nowoczesności staje jednocześnie w jej obronie. Balzac nie
może zadomowić się w nowoczesnym świecie, nie dlatego, że jest to scena na
której „samotni walczą przeciwko samotnym” (53), ale dlatego, że on nie chcąc
zaprzeczyć swojej deterministycznej ideologii, nie może dostrzec żadnego innego
obszaru, gdzie takie antagonizmy nie
występują. Miłosz tym esejem, wyraźnie dał do zrozumienia, że hipoteza i
ideologia to dwie bardzo niebezpieczne bronie dla ludzkiego poznania.
Parafrazując Gombrowicza, można by powiedzieć, że światopogląd Balzaca odebrał
mu naturalny rozum, jego doktryna pozbawiła go ludzkości, a jego system
usztywnił go i zmechanizował. Autor Legend próbował pokazać że nowoczesność to
masa plastyczna, z której można ulepić dom albo pole walki, i tylko i wyłącznie
od wizjonera, zależy, co wybierze i jak
ten teren zagospodaruje. Nowoczesność to epoka, która syci naszą wolną
wyobraźnię, pozwala człowiekowi samemu określić własną pozycję w świecie, daje
mu narzędzia, którymi może zbudować niemalże wszystko, a z racji że każda
kreacja opiera się na niszczeniu, na każdym „budowniczym” spoczywa ogromna
odpowiedzialność.
W
obliczu problemu nawiązania kontaktu z zamkniętą miejską wspólnotą wydawać by
się mogło rozsądne, nawiązanie kontaktu z samym sobą, a raczej z własnymi nie
ujawnionymi dotąd siłami. O fermencie
jaki pozostał po ogłoszeniu śmierci Boga i koncepcji nadczłowieka Nietzschego
są dwa eseje wojenne „Legenda Woli” i „Zupełne wyzwolenie”. Przyczyn
ukonstytuowania się koncepcji Mocnego człowieka w nowoczesności, można szukać-
pisze Miłosz- „w likwidacji kast, gdy pieniądz stał się synonimem władzy, a
ludzie stanęli w wyścigu po różne dobra” (s. 55). Jak w każdej konkurencji
uczucia towarzyszące rywalizacji to nic innego jak: zawiść, gniew i uraza żywione
do uczestników wyścigu. W nowoczesności, w której całe społeczeństwo jest
wrogiem jednostki, resentyment odczuwa się raczej do obowiązującego prawa i
moralności, do samej istoty wyścigu jako formy samozachownia. Negatywne uczucia
potęguje niesprawiedliwość i niewytłumaczalność przyznawanych nagród, co za tym
idzie silne przeświadczenie że wcale nie jestem gorszy od inncyh, mniej
sprawny, a co gorsza więcej pracowałem i bardziej się przykładałem. Nienawiść i
uraza wymierzona jest nie w pojedynczego rywala, bo nie on jest inicjatorem
wyścigu i pomysłodawcą konkurencji, ale „rozlewa się na ogół społeczeństwa,
dotyka praw i obyczajów, które jednostka skłonna jest traktować jako wymysł,
wynalazek, stosowany przez bezosobową zbiorowość dla spętania porywów i
pragnień „silnego człowieka”. Nowa
moralność powstająca w organizmie społecznym okazuje się być nową religią,
która chce zyskać bezbronnych i oddanych wyznawców. W ten sposób rodzi się
buntownik, który sam dla siebie jest
Bogiem i który nie potrzebuje wiernych. Taką postacią jest Julian Sorel
z powieści Stendhala „Czerwone i czarne”. Co dla nas w nim istotne, to, to jak
w pięciu się po drabinie społecznej zatraca powoli cel , a właściwie samo
wspinanie staje się celem. Wolność, pisze Miłosz, nakłada na człowieka
niepisany obowiązek ciągłego udowadniania sobie owego braku przymusu. Innymi
słowy, permanentna troska i samokontrola jest formą zniewolenia. Waga samego dowodu jest na tyle istotna, że
znikają kategorie prawdy i kłamstwa, dobra i zła. Goethe pisał w Dichtung Und
Wahrheit, że „słowo wolność brzmi tak pięknie, iż nie mogliśmy zrezygnować z
oporu wobec konieczności i nadziei na wygraną” [9]. Mam
wrażenie, że Miłosz takich nadziei nie miał. Sama konieczność podejmowania
decyzji, potęgowana przy wprowadzaniu zmian, jest już jakąś formą zniewolenia. Postać
Sorela jest tragiczna, bo jest z góry skazana na klęskę. Główny bohater
powieści „Czerwone i czarne” ginie w okolicznościach, które czytelnik kojarzy z
początku powieści. Ta wymowna końcówka-jak zauważył Miłosz- jest jakby podkreśleniem
przez Stendhala wiary w przeznaczenie, grecką Ananke „Masz wolność wyboru-
zdaje się mówić z uśmiechem przeznaczenie- ale pamiętaj że którąkolwiek z dróg
wybierzesz, zawsze mnie na niej napotkasz”(s. 66). Wydawać by się mogło, że wolność,
generowana przez nowoczesność jest dla Miłosza zbyt pojemna, że perspektywa
rozległych widoków jest wyniszczająca dla osamotnionej jednostki ludzkiej.
Wolność wymaga decyzji opartych na własnym światopoglądzie, poczuciu smaku, a
jedyna moralność która może się w takich okolicznościach wyprodukować to
moralność płynna, która przybiera kształt formy do której trafi i która odciska
kształty nietrwałe jak babki z piasku. Stendhal wolność największą znajdował w czasach „gdy
nie było żadnych więzów, żadnych hamulców dla wspaniałych, dionizyjskich
osobowości” (s. 62), gdzie najważniejszym przykazaniem było prawo silniejszego,
gdzie słabsi mogli się albo oddać pod
władzę jednostki wybitnej albo wieść nędzne życie w biedzie i ubóstwie; gdzie o
pozycji społecznej decydował wynik walki, a pomoc była uznawana za objaw
słabości. Skutkowało to znacznym pogłębianiem różnic stanowych jak m.in. we Francji
Napolena. Mocny człowiek potępia współczesną cywilizację w imię cywilizacji
dawnych, a ja zapytam w imię czego potępia ją Miłosz? I czy w ogóle można mówić
że ta krytyka jest presupozycją jakiegoś określonego projektu? Może idea
powrotu jest mu bliska? Posłuchajmy autora: „Wszędzie ta sama skłonność do
czysto legendarnego ujmowania dziejów, do tworzenia legendy utraconej ojczyzny
ducha, do wypisywania sobie zaszczytnej genealogii, mający choć w części
zrekompensować pobyt wśród masy głupich i podłych” (s. 63). Zakrawa to na podejrzenie że
przednowoczesność także obrosła legendami, a z racji że „nie mówi się źle o
zmarłych” to mit tamtych wspaniałych czasów rośnie pielęgnowany
niedorzecznościami. Miłosz zgryźliwie pisał o tej nowej legendzie „cywilizacyj
dawnych, rzekomo dających ludziom więcej szczęścia, opartych rzekomo na
bliższych naturze ludzkiej zasadach” (s. 63). Ta tęsknota Sorela- alter ego
Stendhala, do Włoch odrodzenia czy Francji XVI to w rzeczywistości tęsknota do
rządów absolutystycznych wielkich wodzów, do rządów jednego wybitnego. Tylko w ten
sposób- implicytnie powie Stendhal- można stawiać milowe kroki w dziejach
ludzkości. Dla niego to rodzaj idealnej symbiozy, współzależności która w przyrodzie
nosi nazwę komensalizmu, czyli zjawiska współegzystowania dwóch gatunków
polegającego na tym, że jeden organizm czerpie
widoczne korzyści nie szkodząc drugiemu np. hieny, które żyją w otoczeniu lwa
żywiąc się pozostawionymi przez niego resztkami pokarmu. „Państwo
to ja” mawiał Ludwik XIV, wyraźnie zadowolony, ze swej lwiej pozycji. Nie
przypadkowo sprowadziłam idee systemu rządów absolutystycznych do systemu który
istnieje w świecie naturalistycznym, w którym role organizmów w przyrodzie są
ściśle związane z ich miejscem w łańcuchu troficznym, gdzie to kim jesteś,
zależy od tego jako kto się urodziłeś. Okoliczności
przyjścia na świat miały nie mniejsze znaczenie w monarchii stanowej, systemie
rządów Francji XVI w. Jeżeli przypomnielibyśmy sobie hasła rewolucji
francuskiej „wolność, równość, braterstwo” to zrozumielibyśmy nagle dlaczego
Miłosz nie mógł odrzucić nowoczesności. Te trzy słowa z których nowoczesność
się zrodziła to trzy powody dla których autor omawianych esejów nie przeszedł
do nowoczesnej opozycji. Miłosz podkreśla, że te wyrazy mają tyle samo do
powiedzenia w walce o nowy, lepszy świat i broni Modernitas z wdzięczności, że dokonała reinterpretacji
pojęcia „wolność” i tak znaczącą upomniała się o równość i braterstwo.
Uznając, że życie postaci literackiej Juliana
Sorela, nie było dla nas na tyle wstrząsające, aby odczuć zgubną siłę „woli
mocy”, Miłosz kieruje nasz wzrok na kolejny esej, który przez swe silne
zakorzenienie w historii nie pozwoli ani przez chwile zapomnieć, że filozofia
Nietzchego „stąpa twardo po XX-wicznej ziemii”. Postacią która po tych śladach
nas prowadzi jest Andre Gide, który uważał Nietzschego za kodyfikatora własnych
myśli. Autor „Legend nowoczesności” obrał go naszym przewodnikiem, widząc w nim
„sejsmograf prądów umysłowych swojej epoki, pisarz ruchliwy, chwytliwy,
przeżywający przemiany powszechne jako przemiany własnej osobowości”(s. 70). Głównym rdzeniem myśli Miłosza w tym eseju
jest wyrzeczenie się prawdy na rzecz działania. Nietzsche wielki przeciwnik
idei platońskich jako tych trwałych hamulców rozwoju, każe zwalczać wszelkie
ich przejawy w duszy człowieka przez wolę i namiętności. Żadnych wierzeń powie
Nietzsche (ustami Miłosza),- pamiętajcie,
że nic nie może nas nasycić, dlatego nasz cel to nie zatrzymywać się na żadnym
etapie rozwoju. Miłosz wówczas odpowie
„Nie jestem pewien, czy nie mieliby tu czegoś do powiedzenia robotnicy
murzyńscy francuskich przedsiębiorstw w Kongo, oglądani przez niesionego w
lektyce Gide’a” (s. 73). To subtelne, przekorne twierdzenie, niesie za sobą
silne przeświadczenie, że pokłosiem tej potęgi stawania się jest bicz na
plecach robotników kongijskich i więźniów obozów koncentracyjnych. Nagle się
okazuje że wytworzona siła potrzebuje ujścia. Żeby silna jednostka mogła
kontrolować czy oby przypadkiem nie zatrzymała się na pierwszym etapie, musi
przeprowadzać testy swojej potęgi, a na obiekty doświadczalne wybiera jednostki
słabe. Miłosz zarzuca myśli Nietzchańskiej, a zatem także Gidowi, że
„przygotował grunt pod kataklizmy XXw” a „obietnice, że z chwilą gdy odsłonią
się ukryte moce w człowieku i zdobędzie się on na maksymalną wolność- że wtedy
nastąpi automatycznie niejako wspaniały rozkwit społeczeństwa-należą do
kłamstw” (s.74). Pozornie zrywając z platonizmem, z tradycyjnymi pojęciami
dobra i zła, ustanowił prymat idei nowej „człowieka wolnego”. Ta wiara w
człowieka nieskrępowanego konwencjami kulturowymi, człowieka poza cywilizacją,
samego dla siebie stała się nową religią Gida. Ta nagość, którą wolny człowiek
epatuje skłoniła Miłosza do ironicznej refleksji „Nie wstydźcie się, bądźcie
nadzy. Jeżeli odczuwam radość, patrząc jak zawalają się chaty chłopskie czemu
niemiałbym tego głośno powiedzieć?” (s. 76).
„Nowi Apostołowie” wyobrażają sobie nagość jako sielankę, nową szansę na
szczęście dla wszystkich, natomiast dla Miłosza, nagość to przeciwieństwo
sielanki, to upadek człowieka w czarne pokłady jego duszy, w nicość. Zapośredniczenie zdaje się być jedyną szansą ocalenia
cywilizacji (jakkolwiek patetycznie to nie brzmi). Gide jest przykładem postaci
która oddała tą bardziej dionizyjską stronę zachwytów nad ruchem „jest to
niszczenie dziecinne, pełne ciekawości i pogardy, bunt dla buntu, wola dla woli
działanie dla działania, bruzda jaką żłobią
czyny jest niegodna uwagi[…]życie zamknąć w momencie olśnienia” (s. 78).
A Miłoszowi zależy na tej odwrotnej stronie medalu. Akceptuje on nowoczesność,
ale tylko jeżeli całemu projektowi przyświeca jakaś idea. Jeżeli jednostka przemyśli,
zada sobie trud przewidzenia konsekwencji własnych czynów i świadomie będzie
omijać niebezpieczeństwa „wiecznej zmiany”. Jeżeli posłużyć się twierdzeniem
Wernera, dla którego człowiek nowoczesny to taki w którym „romantyzm i
oświecenie mają tyle samo do powiedzenia” to musiałabym nazwać człowiekiem
nowoczesnym Miłosza. Ale z racji, że pisarz, jak dziecko, boi się sprecyzowanych
stanowisk , to nie będę go obsadzała w żadnej roli.
Dziwić może dlaczego pominęłam w
swojej analizie pierwszy esej „Legenda wyspy”, skoro był mocnym akcentem dla
omawianych tematów i żyzną ziemią dla dalszych rozważań. Nie było innego powodu
niż chęć zajęcia się nim teraz, przy końcu pracy, uznając ten esej za świetną
klamrę spinającą moją dotychczasową wiedze o miłoszowskiej nowoczesności. W tym
eseju Miłosz będzie chciał się rozprawić z przeświadczeniem niektórych mu współczesnych,
że bezludna wyspa, gdyby istniała, byłaby „rajem na ziemii”. Istnieje
przekonanie w świadomości społecznej, że miejsce zupełnej samotności, gdzie
człowiek jest sam dla siebie, z dala od problemów generowanych w chwili zaistnienia
kontaktów międzyludzkich to miejsce w którym do głosu może dojść to co w
człowieku najbardziej prawdziwe, najlepsze i najbardziej wartościowe. Miłosz tym esej, implicytnie chce nam
powiedzieć że takie nasze wyobrażenia niewiele różnią się od dziecinnych marzeń
o byciu „jednym z nich” po obejrzeniu bajki „Król Lew”. I tak jak dzieciom
wówczas się wydaje, że lew może być kochającym wrażliwym ojciec i praworządnym
władcą, tyle tylko że z czterema łapami i grzywą, taki ludziom wierzącym we wrodzoną
dobroć ludzkiej natury, wydaje się, że wyobcowanie ze środowiska może tylko i
wyłącznie wpłynąć korzystnie na ich kręgosłup moralny. Tymczasem trzeba się
pogodzić, że „Życie to nie Disneyland” i że tak jak lwy z natury lubią mięso i
dla naturalnych potrzeb zabijają taki natura człowieka, niewiele się różni i
krwi również potrzebuje. Dlatego Miłosz chciał
zwrócić naszą uwagę i podkreślić, że „Robinson Cruzoe” z powieści Daniela Defoe
zachował ludzkie cechy tylko dzięki swojej mieszczańskiej moralności, którą mu
wszczepiono zanim na bezludną wyspę przybył. Społecznie pożądana moralność to
system normatywny, który swój status ontologiczny uzależnia od miejsca
występowania tzn. że dane cechy mogą zostać uznane za dobre lub złe w obrębie
społeczeństwa, w innych kręgach te ustalenia tracą ważność. Innymi słowy
„buntowniczy wobec oświecenia projekt „człowieka naturalnego” jest, jak to
wspaniale rozumiał Fryderyk Schiller, reakcją ‘sentymentalną’, tj. pozostającą
w obrębie rozróżnień, których zniesienie postuluje. Ogród angielski nie przestaje
być ogrodem. Romantyczna wizja chaosu, tworzona w nadziei na przeczucie
prawdziwej autentycznej niezafałszowanej harmonii świata, nie przestaje być
estetyczną konstrukcją” [10]. Utopijna
wyspa musiałaby mieć własną moralność podobnie jak świat zwierząt, i
człowiekowi, któremu udałoby się do któregoś z tych światów przedostać nie pozostawałoby
nic innego jak tą moralność przyjąć i ją sobie wszczepić. Zgoda, mógłby ktoś
powiedzieć, ale czym w takim układzie różni się nasz świat od świata zwierząt,
czy innych Atlantyd skoro jedyne co możemy zrobić to biernie przyjąć
obowiązujące normy? Możliwościami i wolnym wyborem-odpowiedziałby Miłosz- i
mógłby dodać parafrazując Winstona Churchilla „Nowoczesność to najgorsze czasy
w jakich przyszło żyć człowiekowi, za wyjątkiem wszystkich innych”. Jeżeli
zastanowić się nad formą życia społeczeństw w Modernitas myślę, że stanowisko
Marshall Berman w tej kwestii jest zbieżna z poglądami Miłosza „nowoczesność obiecuje upodmiotowienie
jednostki ludzkiej, która odtąd ma szansę stać się autorem własnego losu- i
grozi uprzedmiotowieniem, unosząc ją, niczym verlainowski „martwy liść” z
wiatrem rozpędzonej historii” [11]. Jednostka
żyjąca w zamkniętej wspólnocie w której wszystko jest znane i określone, ma
podcięte skrzydła wyobraźni. Niemożliwość porównania swojej formy życia z
innymi skazuje ją na przytakiwanie i posłuszeństwo wobec zastanego porządku. „
W bytowaniu osiadłym, uporządkowanym, gdzie człowiek obcuje stale z niewielkim
kołem dobrze znanych osób, przemiany odbywają się niedostrzegalnie, z dnia na
dzień- ponieważ spotykam tych samych ludzi co dzień, nie jestem zdolny zauważyć
ich przeobrażeń, doznać wstrząsu, refleksji o mijaniu, zapytać siebie:” a ty
jaki jesteś, co robisz, czy wyzyskujesz równie skutecznie swoje życie?” (s.
42). Wprawdzie taki styl życia daje im niemalże pełne poczucia bezpieczeństwa,
ale kosztem zawężenia pola widzenia i zatrzymania się w miejscu, śmierci
poznawczej, a jak zauważył Berman „ poczucie postępu jest jedyną rzeczą dzięki
której wiemy ze żyjemy” [12]. Zatem
to upodmiotowienie jednostki oznacza, że pozwala się jej po prostu myśleć,
analizować, zderzać punkty widzenia, doświadczać skrajnych emocji i uczuć, co
więcej zmusza się ją do ciągłego określania własnej tożsamości „wszystko co
stanowe i zakrzepłe znika, wszystko co święte ulega sprofanowaniu i ludzie
muszą wreszcie spojrzeć trzeźwym okiem na swoją pozycję życiową, na swoje
wzajemne stosunki” [13]. A
wzajemne relacje społeczne w nowoczesnym bytowaniu są stale rozluźniane. I
właśnie ta utrata bliskich, głębokich relacji, a co za tym idzie brak pewnego
gruntu pod nogami jest ceną którą jednostka płaci za poszerzenie pola widzenia
i względną autonomie ”nowoczesność to doświadczenie egzystencjalne wyjścia z
‘samo zawinionej niedojrzałości’ w sferę wolności i autonomii, gdzie jednostka samodzielnie
będzie musiała określić kształt swego życia” [14].
[1] Cz. Miłosz: Legendy Nowoczesności, Kraków 2009, s. 162- 163; pozostałe
cytaty lokalizuję wg tego wydania, podając stronę bezpośrednio w tekście.
[2] Cz. Miłosz: Pokochać sprzeczność, W: Rozmowy polskie 1979-1998, Kraków
2006, s. 586.
[3] A. Compagnon: O krytykach nowoczesności, którzy nie byli
„reakcjonistami”, W: Les Antimodernes, przeł. Michał Warchala. Dostępny w
Internecie: http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article47055/Antynowoczesni.html.
[4] M. Werner: Dialektyka oświecenia
po polsku: Legendy nowoczesności, dostępny w Internecie: http://www.milosz365.pl/images/pl,goscie,169.php?page=6.
[5] A. Bielik- Robson: Życie i cała reszta: Marshall Berman marksizm
romantyczny, W: M. Berman, Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków
2006, s. VIII.
[6] Tamże, s. IX.
[7] E. Bieńskowska, Antynowocześni
solą nowoczesności, w: „Europa”, Warszawa 2005, nr 43, s. 15.
[8] Do wydania „Legend nowoczesności” oprócz ośmiu esejów, weszło także
dziewięć listów Czesława Miłosza z Jerzym Andrzejewskim, których ja w swojej
pracy nie będę analizowała.
[9] M. Werner, Wobec nihilizmu. Gombrowicz, Witkacy, Warszawa 2009, s. 54.
[10] M. Werner, Wobec nihilizmu. Gombrowicz, Witkacy, Warszawa 2009, s. 61.
[11] A. Bielik- Robson: Życie i cała reszta: Marshall Berman marksizm
romantyczny, W: M. Berman, Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków
2006, s. VIII.
[12] M. Berman: Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków 2006, s.
33.
[13] . Bielik- Robson: Życie i cała reszta: Marshall Berman marksizm
romantyczny, W: M. Berman, Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu, Kraków
2006, s. XIV.
[14] Tamże, s. XVII.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz