Jest pare punktów w
doktrynach kościołów chrześcijańskich, które powstrzymują mnie od życia takiego
jakie intuicyjnie wydaje mi się najpełniejszą realizacją
1st Poza kościołem nie ma zbawienia. Niedzielna komunia jest
warunkiem zbawienia.
Co z dziećmi urodzonymi w Chinach,
które nie mają fizycznej możliwości uczestniczenia we mszy świętej? Nie ma dla
nich zbawienia? Ludzie innych wyznań sławią Boga językiem, który znają i jeśli jest zbawienie to dla nich też, czyli także poza kościołem.
2nd Po śmierci odbędzie się sąd ostateczny i Ci którzy
zachowywali się cnotliwie będą zesłani do nieba Ci którzy w sposób grzeszny do
piekła.
Takie myślenie nieuchronnie prowadzi do męczennicta. Znam to
aż nazbyt dobrze z własnego przykładu i dwóch bliskich osób. Przyjemność kojarzyła mi
się z grzechem. Jeśli cnota to
zbawienie, to jedzenie sushi , jeżdżenie po mieście w kółko i chlapanie ludzi
wodą albo skakanie do wody na bombę tak żeby ochlapać dziewczyny nie miało
sensu. Ciągle starałam się nakłonić kolegów, aby robić coś co dawałoby nam
poczucie, że poświęcamy swoje życie w imię cnoty. Bez poświęcenia czułam że
ściągamy na siebie piekło. To na poziomie rozumi, logiki, interpretacji reguł doktryny. Podskórnie wiadomo było
przecież, że śmiech to zdrowie i że bezinteresowne nie prowadzącę donikąd żarty
to takie ziemskie zbawienia od tego opresywnego świata. Jeśli przyjemność
pochodzącą z całowania udało mi się rozumieć jako podszepty złego, tak rozkosz, którą dawały mi pyszne dowcipy pozostawała poza dobrem i złem. Dzięki tym
żartom właśnie, nie wybrałam kariery męczennika.
I te teksty „Czekam na nagrodę w niebie” Czy po to żyjesz,
aby czekać? Wolną wolę masz tylko tu na ziemi, po śmierci będzie po rybach, po
śmierci Bóg niczego od Ciebie nie chce, nie oczekuje, Twoja wola i Twoje
zadania realizować się muszą nie gdzie indziej, a na ziemii i tylko na ziemii.
Myślenie o tym co będzie po śmierci jest jakby odsyłaniem Bogu życia mówiąc
- „Nie chce go, czekam na to co będzie po nim”.
- „Myślisz że po to Ci je dałem, żebyś go nie chiał i żebyś
czekał, aż się skończy ” mógłby odpowiedzieć Bóg
3rd Sex tylko po oficjalnej ceremonii ślubu, kiedy partnerzy
zdecydują, że będą razem póki śmierć
ich nie rozłączy
Na tą decyzje coś
się składa. Co? Pożądanie i miłość. Jakieś ceregielne blokowanie tej gry
pożądania,bo to podszepty złego, nie wydaje mi się pomysłem godnym dobrej
sprawy. Coś tak podstawowego i towarzyszącego człowiekowi w poniedziałek w świątek
i w środę ma być tłumione po to żeby w sterylnych miodowych okolicznościach
zostało rozładowane?! Traktować pożądanie jak coś, co ma być blokowane, a potem
używane jako maszynka do produkcji dzieci*? Ten taniec zmysłów zamienić w
maszynkę? Pożądanie to pomysł Boga i chce je traktować jako genialny pomysł, i
używać w sposób równie genialny
*(Z antykoncepcji także się spowiadamy w kościele)
Jak w takich warunkach przetrwać zazdrość
Tego jeszcze nie wiem