TENNIS- the game in itself as my personal trainer
Grając w tenisa mam wrażenie, że ta gra wie o mnie wszystko. A precyzyjniej, jak nikt inny, nie wyłączając siebie, zna moją kondycję psychofizyczną. Nie wiem co inne sporty wiedzą o swoich użytkownikach, ale w tenisie, niewiele mogę ukryć. Gdy rano wstaje i czuję ogólną zamułe niewiele sobie z tego stanu robię, zaczynam wykonywać zadania, które sobie wcześniej obmyśliłam. Gdy od paru dni zaczynam dzień od tenisa (darmowe korty na bursztynowej), a dokładniej od gorzkich porażek z moim bratem ciotecznym Pawłem, który gra o wiele krócej i gorzej technicznie, zdałam sobie sprawę, że moje poranne obroty zakrawają o stan chorobowy. Przesadzam pewnie, ale tenis uświadomił mi że w takiej kondycji do nieba nie trafie, szczęścia na ziemi nie znajde, dziecka na obywatela nie wychowam.
Co łączy Agnieszke na korcie, z Agnieszką w życiu ogółem:
--> Gdy nie biegam na boisku, w życiu też jestem mało dynamiczna
-->Gdy nie potrafię skoncentrować się na tyle by technicznie odbić piłkę, to znaczy, że po skończonym meczu inne czynności będę wykonywała równie nieprecyzyjnie
-->Jeśli nie wybiegnę myślą w przyszłość i nie przewidzę ruchu oponenta, to nici z długoterminowych planów w tym dniu
-->Wreszcie, jeśli nie połączę wszystkich tych elementów w jednego dobrego gracza, z głową na karku, która to wszystko łączy, to nie będę miała głowy na karku podczas zadań dnia powszedniego.
Wczoraj grałam tragicznie, przegrałam do zera wszystkie gemy. Czułam się jak ludzik lego poskładany z różnych zestawów, potrzebowałam jakiegoś źródła, świadomości, spoiwa, które skupi wszystko w jedną zgraną całość. Gdy bieganie po boisku, łączy się z techniką, zaskoczeniem, sprężystością i traktowaniem każdej piłki (każdej sekundy życia) z równym szacunkiem, wówczas wiem, że "jestem zwycięzcą". Tenis mi po prostu dużo uświadamia.